[7] Wojenna burza, Victoria Aveyard

Cześć! Dzisiaj recenzja ostatniego tomu serii, do której podchodzę mocno z dystansem a jednocześnie bardzo ją lubię. Mowa o (50) "Wojennej burzy", Victorii Aveyard. Królestwo Norty jest podzielone, otoczone z każdej strony sępami gotowymi, by rozerwać na strzępy truchło. Dawni sojusznicy teraz stoją po dwóch stronach barykady - króla Mavena oraz prawowitego władcy Tyberiasza. Dawni wrogowie natomiast łączą się i tak oto powstaje sojusz Norty z Lakelandią oraz Srebrnych ze Szkarłatną Gwardią. W samym centrum wojennego chaosu znajduje się Mare, która musi całkowicie poświęcić się rebelii i odrzucić wszystko, by wygrać.


W tym tomie głos zabierają silne, damskie postacie, w szczególności Evangeline oraz Iris, dzięki czemu możemy je bliżej poznać, dowiedzieć się czym się kierują i ich wzrokiem obserwować jak kruche bywają wojenne sojusze. Oczywiście nie zapomniałam o naszej niezłomnej dziewuszce od błyskawic, Mare, ale ciężko mi nazwać jej postać silną. W tej części miała podejmować trudne decyzje i dojrzeć, tymczasem nadal była irytującą nastolatką, którą niezmiernie łatwo było sterować.  I gdyby tylko w tej części choć trochę dojrzała i rozwinęła się jako postać to może coś by z niej było... Niemniej Victoria Aveyard stworzyła masę innych świetnych postaci, którzy są bardzo duża zaleta tej serii, w szczególności w "Wojennej burzy". Ich kreacja jest nieoczywista i nie ma tu podziału tylko na czerń i biel. Jest cała gama szarości i to w tej serii lubię, bo za każda postacią przemawiają inne argumenty. Dla mnie najlepszymi kreacjami są bezapelacyjnie Evangeline i Maven.

Wykreowany świat uwielbiam, jest bardzo dopracowany i rozwinięty, co nie zawsze się zdarza. Cieszyłam się na odwiedzenie Montfortu oraz Lakelandii i nie zawiodłam się. Niemniej z tą częścią miałam pewien problem. Przede wszystkim bardzo mnie wymęczyła i czasem wynudziła. I nie chodzi o wszystkie rozegrane bitw, które swoją drogą Victoria pisze świetnie, a o niekończące się opisy myśli i emocji, które zabiły tempo akcji. Gdybyśmy wyrzucili choć cześć niepotrzebnych wypełniaczy to moglibyśmy otrzymać kwintesencję serii i to o co naprawdę tutaj chodziło - wojnę. Z drugiej strony może o to chodziło Victorii Aveyard... Chciała pokazać, że wojna to nie tylko krwawe bitwy. Wojna to gra polityczna pełna sojuszy, zdrad i skomplikowanej polityki, po środku której są prawdziwi ludzie z ich sprzecznością uczuć i dylematami.

Finał nie był doskonały tzn. ostatnia bitwa nie była tym czego oczekiwałam a oczekiwałam czegoś spektakularnego. Ponadto, oczekiwałam zakończenia historii, a zakończenie pozostawiło opowieść w otwartym punkcie, gotowym by go rozwinąć. Natomiast rozwiązał główny wątek i zakończył wiele wątków pobocznych. Ciężko mi ocenić książkę jako zakończenie serii i stwierdzić czy mnie usatysfakcjonowała czy nie. Na pewno nie w pełni. Wolałabym też, by Aveyard zostawiła naszych bohaterów w spokoju i dalsze losy pozostawiła wyobraźni czytelnika.

I niestety muszę to powiedzieć, ale dla mnie to najgorsza część i jest mi trochę przykro, bo po drugim i trzecim tomie, które oceniłam naprawdę pozytywnie, spodziewałam się czegoś więcej.

Podsumowując całą serię: nie jest zła, są lepsze i gorsze. Sam pomysł bardzo ciekawy. Autorka świetnie stworzyła sam świat, jego tradycje i walkę o lepsze jutro. Dostajemy dużą porcję szukania własnego ja i swojego miejsca na świecie, nie zabrakło też problemu braku tolerancji i odmiennej orientacji. Kreacja bohaterów w większości była świetna, a takich opisów walki nie spotkałam jeszcze w żadnej książce YA przeczytanej przeze mnie. Niestety seria traci nad zbyt dużym rozmyślaniem i rozpaczaniem bohaterów nad ich problemami i to jest jej główny minus. Przez wszystkie części króluje w tym Mare jako główna bohaterka, nad którą mocno trzeba by popracować.



Tytuł: Wojenna burza
Autor: Aveyard Victoria
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 700
Data premiery: 2018-10-31

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon